Zastanawiam się dlaczego co roku chcę wracać do miejsca, w którym zaliczyłem pierwszego zgona w swoim życiu. Do miejsca, w którym zdradzilem swoją pierwszą miłość. Wreszcie do miejsca, w którym ze złamanym sercem próbowałem targnąć się na życie skacząc z drzewa (niestety tylko tyle udało mi się wymyśleć będąc w stanie totalnego upojenia alkoholowego). Nie wiem...
Wiem natomiast,że bez względu na to co się wydarzy i jak bardzo pogoda będzie chujowa i tak za rok znowu tam pojadę. Po prostu kocham tam być...
Doświadczeni latami poprzednimi wyciągneliśmy wnioski i kupiliśmy około 100 browarów,ograniczyliśmy spożycie zupek chińskich do minimum, oraz zrezygnowaliśmy z trunków plastikowych typu browar "Sarmackie Mocne". Muszę się także pochwalić swoim osobistym sukcesem Nie było wymiotowania przez 7 godzin ! Ba, wogóle nie było wymiotowania !
Z racji tego, że ilość browarów dopisała próbowaliśmy oryginalnych sposobów spożywania owego trunku. Po godzinach prób okazało się, że najbardziej skuteczna jest jednak tradycyjna metoda.
Kolejnym sukcesem tego roku był turniej pokera, zorganizowany w polowym kasynie. (oczywiscie wszystko zgodnie z ustawą. Po pierwszej sesji musieliśmy niestety zmienić zasady dotyczące wygranej. otóż :
- Wygrany zwany dalej Wygranym nie musi swojej wygranej przeznaczać na zakup wódki ku uciesze Przegranych zwanych dalej przegranymi, może mieć ich serdecznie gdzieś i zgarnąć cała wygraną dla siebie.
Tego lata mieliśmy szanse zapoznać się z nową koleżanką, Darek niestety nie był dość wyrozumiały jak wypuściliśmy ją samą do fryzjera. Że niby dziewczyna warta spore pieniądze ? Ehh... Sorry mała, na bóstwo zrobisz się innym razem.
Warto wrócić także do kwestii odżywiania. W tym temacie jest się czym pochwalić, gdyż pierwszy raz udało nam się zjeść więcej niż jeden "normalny obiad". Gotowaliśmy jak szaleni. Placki, zapiekanki, rybcie pipcie, karmelizowane jabłka, duszone warzywa, kurczaki z grilla,pieczone ziemniaczki i wiele wiele więcej przyzwoitych posiłków. A to wszystko oczywiście popijane pysznym Kasztelanem
Oczywiście były wyjątki i w chwilach słabości kilka hamburgerków czy zupek chińskich zawitało do naszych żołądeczków, ale co tam alkohol i tak się wszystkim zaopiekuje.
Wyjazd do Turzy nie byłby zaliczony gdyby nie tańce harce, igraszki gejaszki i inne kompromitujące czynności, których w regularnym świecie należałoby się wstydzić i wystrzegać . Standardowo także pojawiła się na imprezowym stole tequila. Niestety równie standardowe było miejsce jej pochodzenia. Nie, nie była to Alma.
Bylibyśmy chorzy gdybyśmy nie skorzystali w pełni z wygód i luksusów kurortu Turza mała. Także rybcie pipcie codziennie od rana do popołudnia a wieczorem sauna i basen aż do wypocenia ostatniej kropli wódki.
W parze z piciem wódki nad basenem dochodzi coroczna opowieść o Starym Urlichu zwanym potocznie Masonem, który zawarł pakt z diabłem w czarnym pokoju z którego jak krąży legenda nikt ze zwiedzających nie wyszedł za życia. Dla znudzonych historią powtarzaną od ponad 10 lat pozostaje zawsze podziwianie pracy pszczół w ulu. Naprawdę pasjonujące zajęcie !
Wszystko co piękne musi się skończyć szybko, także jak tylko zacęlo się wypogadzać stwierdziliśmy,że to doskonały czas żeby się ulotnić do domu. Jechaliśmy bezpiecznie nie za szybko z uśmiechami na twarzy i oczywiście z odmulającą nutą zapętloną na stałe w głowie Izy.
Za rok wrócimy napewno także jak to mawiają:
Mason ! Ty chuju, strzeż się !